piątek, 30 grudnia 2016

Prolog

Gałąź złamała się z trzaskiem i upadła na ziemię, przygniatając uciekającego lisa. Rozpaczliwy pisk zwierzęcia zagłuszyło uderzenie pioruna. Wiatr wył w skalnych szczelinach, resztki muru z czarnego kamienia nie były dla niego żadną przeszkodą. Krople deszczu uderzały mocno o ziemię, zmieniając leśne podszycie w zdradliwe bagnisko. Polne myszy przemykały w ciemności, próbując skryć się w swoich norach. Kruki szukały schronienia za pozostałościami Twierdzy Nurmengardu. Powietrze przeszyło zaklęcie i odbite od tarczy trafiło w ptaka. Upadł na ziemię, a czarne pióra zabarwiły się purpurą. Pozostałe kruki z głośnym krakaniem wzniosły się w niebo i, nie zważając na błyskawice, oddaliły się jak najszybciej z miejsca pojedynku.
Albus Dumbledore zachwiał się na nogach i pochylił do przodu, aby nie stracić równowagi. Na trawę spadły krople krwi, które wyciekły z jego ust. Piorun rozjaśnił na chwilę niebo, a w kałuży ukazała się twarz maga, w którym nadzieje pokładało całe Ministerstwo Magii. Odgarnął włosy i przetarł oczy, rozmazując krew, która sączyła się z rany na czole. Wyglądał okropnie, jego lewa ręka zwisała bezwładnie przy boku. Musiał ją poświęcić już na samym początku walki, aby uratować tę, która dzierżyła różdżkę.
– Protego Horribilis! – wrzasnął w ostatniej chwili, zatrzymując śmiercionośne zaklęcie. Nie miał już siły na magię niewerbalną, nie potrafił się nawet porządnie skupić. W jego umyśle panował chaos, jedna myśl zastępowała drugą, obrazy wspólnie spędzonych lat nie chciały zniknąć. Jak to się mogło stać?! Jak mógł tego nie zauważyć? Myślał, że jest godzien uwagi Grindelwalda, godzien poznania prawdy, poznania jego prawdziwych planów. Został oszukany. On, wielki Albus Dumbledore, geniusz, jeden z największych czarodziei tego stulecia, został przechytrzony. Przez przyjaciela, któremu bezgranicznie ufał, którego podziwiał, którego…
– Mortaddin!
Gellert Grindelwald wyłonił się z ciemności, ciskając w jego stronę kolejne zaklęcie. Albus nie miał pojęcia, skąd je zna, on sam nie kojarzył niczego o podobnym brzmieniu. Z pewnością była to czarna magia, którą Gellert tak bardzo się fascynował. Dumbledore nie miał wątpliwości, że powinno go zabić. Ponowił zaklęcie tarczy, lecz nawet ono zadrżało w kontakcie z nieznaną magią. Nie miał siły na kontratak. W tej chwili był w stanie się tylko bronić, co niedługo i tak będzie ponad jego możliwości. Powinien uciekać. Jeszcze nigdy tego nie robił. I nie zrobi, bo wszyscy na niego liczą, że powstrzyma dawnego przyjaciela, że uratuje Europę od terroru, który wprowadził Grindelwald.
– Nie mam na ciebie czasu, Albusie. Choć bardzo mi schlebia, że nadzieja Ministerstwa Magii sama się do mnie pofatygowała, czego się nie spodziewałem. Sądziłem, że będziesz unikać starcia najdłużej jak się da.
Dumbledore przedstawiał w tej chwili obraz nędzy i rozpaczy, utrzymując się ledwo na nogach i celując różdżką w przeciwnika. Ręka tak mu drżała, że wątpił, czy zaklęcie trafi do celu. Natomiast czary ochronne Gellerta były idealne. Podobnie jak te ofensywne. Grindelwald cały był idealny i w tym momencie także wyglądał idealne. A Albus wciąż nie mógł uwierzyć, że osoba o tak cudownie niebieskich oczach i tak pięknych złotych lokach, jest w stanie wymordować całą wioskę dla własnych przekonań.
– Nie będę stał i się przyglądał, jak zabijasz niewinnych – wycedził, cofając się o krok. Postawił cały ciężar na prawej nodze i ta nie wytrzymała. Kilkanaście minut temu spadł z dziesięciu metrów – dziwił się, że nic sobie nie złamał. Najwyraźniej jego kości miały już dość, a on nawet nie miał czasu, aby rzucić proste zaklęcie uzdrawiające.
– Drętwota! – syknął, upadając na ziemię. Miał nadzieję, że Gellert nie spodziewał się w tej chwili ataku.
 – Protego. – Czarnoksiężnik od niechcenia machnął różdżką, odbijając zaklęcie. Po chwili takie samo trafiło Dumbledora prosto w pierś. Leżał na mokrej od deszczu trawie, krople zmywały mu krew z twarzy, gdy próbował pochwycić różdżkę, która wypadła mu z ręki. Zaklęcie Grindelwalda było idealne, nie mógł poruszyć nawet palcem.
Mój cudowny chłopiec, mawiała Bathilda Bagshot.
Czarnoksiężnik stanął obok, wpatrując się w niego z namysłem. Dumbledore podjął kolejną próbę odzyskania różdżki.Drgnęła lekko, gdy spróbował zaklęcia niewerbalnego. Jego starania tylko rozbawiły przeciwnika, który uśmiechnął się pod nosem. Nie był to uśmiech, którym zwykle obdarzał Albusa. Młody czarodziej widział go zawsze, gdy jego przyjaciel przyglądał się mugolom bądź nieutalentowanym magom. Pełen wyższości, kpiny i szyderstwa. Jakby byli dla niego nikim. Kiedyś Dumbledore myślał, że są równi, że staną na czele obdarzonych magią ludzi i poprowadzą ich wspólnie do lepszego świata. A teraz on leżał bezwładnie, pokryty błotem, ze złamaną ręką i nogą. Kasztanowe włosy zabarwiły się czerwienią, a wszystko wokół przestawało być wyraźne. Czyżby zawiódł?
– Nie powinieneś mnie szukać. To był rozkaz z Ministerstwa, więc tym razem ci odpuszczę. Lecz jeśli przy naszym następnym spotkaniu podniesiesz na mnie rękę, przekonasz się, czego się przez ostatnie lata nauczyłem. Wracaj do Anglii, przekazuj swoja wiedzę kolejnym pokoleniom i się nie wtrącaj. Twoja śmierć w tak młodym wieku byłaby marnotrawstwem. I przekaż Ministrowi, że czas, gdy ktokolwiek mógł mnie pokonać, bezpowrotnie minął. Poznałem magię, która przewyższa wszystko.
Grindelwald wyciągnął przed siebie zaciśniętą dłoń i powoli rozłożył palce. Na pierś Albusa upadł czarny pierścień.
– To dla ciebie. Mam taki sam, tylko biały. Będą nam przypominały o naszym przyrzeczeniu i planach. Dla większego dobra, Gellercie.
– Zwracam, nie będzie mi już potrzebny. U mego boku nie ma miejsca dla głupców i idealistów.
Dumbledore patrzył na oddalającą się sylwetkę byłego przyjaciela. Udało mu się poruszyć ustami. Czarnoksiężnik wymruczał zaklęcie, a rozsypane po całym lesie czarne kamienie zaczęły wracać na swoje miejsca, które zajmowały przez setki lat. Twierdza Nurmengardu odradzała się powoli, stając się siedzibą najpotężniejszego maga Europy. Albus nie przypuszczał, że istnieje tak silne zaklęcie, które przywróciłoby to, co uległo zniszczeniu dziesiątki lat temu.
– Czekaj… - wyszeptał, z trudem siadając na ziemi. Grindelwald zatrzymał się, usłyszawszy jego słowa pomimo huku upadających na siebie kamieni. Odwrócił się, a jego twarz nie wyrażała nic poza zniecierpliwieniem. Nad jego głową powstawała Główna Brama.
– A co z naszym hasłem? Dla większego dobra. To nic dla ciebie nie znaczy, Gellercie?
Albus nie był naiwny. Po prostu wolał się upewnić, że stoi przed nim obcy człowiek, a nie jedna z najbliższych jego sercu osób. O ile nie najbliższa. Tamten Gellert już nie istniał, a wspólnie spędzone lata nic nie znaczyły.
– Większego dobra? Dobra ogółu? Wybacz, Dumbledore, nie spodziewałem się, że będziesz tak głupi i ślepy – roześmiał się czarnoksiężnik, wbijając w niego chłodne spojrzenie. – Większe dobro? Ależ ja jestem egoistą, mój drogi. Jednak jeśli tak bardzo zależy ci na tej durnej formułce…
Machnął różdżką, a nad głównym wejściem pojawiło się wyryte w murze motto. Dumbledore pokręcił tylko głową, próbując wstać z ziemi. Grindelwald odwrócił się i bez słowa zniknął w odradzającej się twierdzy.
Wyciosane w skale słowa zalśniły złotem, jawnie kpiąc z czarodzieja, który ostatkiem siły wyczarował Patronusa i wysłał do Ministerstwa, informując urzędników o miejscu swojego pobytu.
Twierdza Nurmengardu zamigotała i zniknęła z oczu Albusa, jakby nigdy jej tam nie było. Podobnie na kilka tygodni zniknął razem z nią Gellert Grindelwald.

***

– Panie Ministrze, przybył Patronus. Dumbledore został pokonany, a Grindelwald zapadł się pod ziemię. Ekipa ze Szpitala Świętego Munga została już wysłana. Medyk twierdzi, że Dumbledore wyzdrowieje w ciągu trzech tygodni. Co robimy?
Hector Fawley, pełniący od roku urząd Ministra Magii, uniósł głowę znad zawalonego papierami biurka. Grindelwald dał się mocno we znaki Ministerstwu, a każda akcja aurorów, podczas której próbowali go namierzyć i schwytać, kończyła się fiaskiem. I tysiącami papierów do podpisania. Trzeba wysłać kogoś, kto naprawi szkody, jakie mogła wyrządzić grupa poszukiwawcza. Jeśli komuś się coś stało, należało wypłacić odszkodowanie. Zapanować nad mugolami, którzy mogli zobaczyć zbyt wiele. Na to wszystko były odpowiednie dokumenty. I Hector, jako Minister Magii, musiał wszystkie przejrzeć i podpisać.
Wysyłając Dumbledora na poszukiwania Grindelwalda, miał nadzieję, że czarodziej odniesie sukces. Wszak był uważany za jedyną osobę w kraju, która mogła się równać z czarnoksiężnikiem. A tu takie wieści.
– Wdrażamy plan awaryjny. Mamy jakieś inne wyjście, Sanderze?
Doradca i jednocześnie jego bliski przyjaciel pokręcił głową zrezygnowany. Niepewnie podszedł do biurka, szukając na nim wolnego miejsca. Minister machnął różdżką, a sterty dokumentów przesunęły się odrobinę, aby mogły do nich dołączyć kolejne. Sander odetchnął cicho, pozbywszy się nieprzyjemnego ciężaru i wyprostował się. Pracował na tym stanowisku dopiero pół roku, a już czuł się jak sześćdziesięciolatek.
– Mam wysłać listy? Jesteś pewien? – spytał, bawiąc się nerwowo różdżką.
Hector westchnął, odkładając pióro na bok. Przetarł oczy, przez chwilę wpatrując się w stojącą na szafie figurkę Mikołaja. Święty uśmiechał się do niego, jakby kpiąc z sytuacji, w jakiej się znalazł. Ministrowie Magii nigdy o nic nie prosili.
– Nie mamy wyjścia. Wyślij je i dodaj prośbę o natychmiastową odpowiedź. Musimy działać szybko, a gdy tylko Dumbledore wyzdrowieje, grupa musi wyruszyć.
Sander wypadł z gabinetu, trzaskając głośno drzwiami. Fawley skrzywił się lekko, gdy odpadł z nich rysunek, który namalowała jego młodsza córeczka. Machnął różdżką, a dzieło powróciło na swoje miejsce. Niech mu tylko ktoś spróbuje powiedzieć, że nie pasuje do wystroju wnętrza.
Spojrzał na portret swojego poprzednika. Lorcan McLaird kiwnął aprobująco głową.
Gellert Grindelwald pokonał najlepszego czarodzieja, jakiego posiadała Wielka Brytania. Lecz jak poradzi sobie z grupą najpotężniejszych magów z całego świata? O ile zgodzą się oni w ogóle pomóc.

***

Dwanaście godzin później Hactor Fawley z niezadowoleniem wpatrywał się w leżące przed sobą listy. Jednego brakowało, lecz nie wiedział, kto nie dał odpowiedzi, ponieważ wciąż wzbraniał się z otworzeniem kopert. Od tego zależało wszystko. Albo wszyscy się zgodzili, albo będzie musiał zastosować pewne środki, które sprawią, że zmienią zdanie. A to zajmie sporo czasu, tym bardziej, że ci magowie mieli przeróżne charaktery.
– Otworzę i przeczytam – zdecydował Sander, widząc wahanie przełożonego. Chwycił pierwszy list i otworzył kopertę. Prześledził wzrokiem tekst i na jego twarzy pojawił się pełen ulgi uśmiech.
– Państwo Medrano stawią się u nas najszybciej za tydzień, jak tylko zakończą swoją podróż poślubną.
– Nie dadzą rady wcześniej?
– Jest jeszcze post scriptum…
Hector spojrzał na położony przed nim papier. Róg kartki był poplamiony na jasny róż i minister dałby głowę, że czuje zapach truskawek. W zagięciach zauważył kilka ziarenek piasku.

P.S. Jeśli myśli Pan, Panie Ministrze, że przerwiemy naszą długo wyczekiwaną podróż poślubną z powodu Grindelwalda i pańskiego wezwania, to chyba upadł Pan na głowę.
Z poważaniem (i ciepłymi uściskami ze słonecznej Kuby),
Graciano Medrano

– Następny? – mruknął minister, chowając nieszczęsny list do biurka. Słyszał, że Hiszpan ma dość beztroskie podejście do wszystkiego. Nic się nie stanie, jak przyjedzie z żoną za tydzień. W końcu ekspedycja wcześniej nie wyruszy.
– Pan Tosatti pyta się, jakie ubezpieczenie mu przysługuje i czy ktoś zajmie się jego kotami… Tosatti… Czy to ten stary ślepy dziwak?
– Tak, ale akurat on może być z tego towarzystwa najmniej problematyczny. I świetnie sobie radzi pomimo braku wzroku. Nie wiem, jak go stracił i nie chcę wiedzieć. Odpisz mu, że zajmiemy się jego ubezpieczeniem i pupilami… o ile są to koty domowe, a nie dzikie drapieżniki.
Sander zamrugał zdziwiony, ale postanowił nie komentować. W końcu stary, potężny czarodziej może wszystko, prawda? Więc kto mu zabroni żyć z, dajmy na to, gepardem? Lub pumą – brazylijskie lasy to idealne otoczenie.
– Generał Aratta Rossetti prosi o wyjaśnienie sprawy dowódcy włoskiej armii, bowiem jest generałem i nie może zniknąć w środku batalii na froncie.
– Włoski Minister Magii się tym zajmie. Już do niego napisałem w tej sprawie. – Hector machnął uspokajająco ręką.
Sander otworzył następny list, zbladł i odłożył go na bok. Chwycił następny, rozłożył, a na jego twarz wpłynął rumieniec złości. Podobne reakcje wywołały kolejne dwa listy. Przy ostatnim nie wytrzymał i zgniótł kartkę w ręce.
– Jak on śmie?!
Listy wylądowały przez ministrem, który chwycił pierwszy z brzegu.

 Nowosybirsk, 24.06.1936 r.

Grindelwald nam zagraża? Pierwsze słyszę, aczkolwiek to ciekawe…
 Z poważaniem,
Dimitrij Malkov

Fawley nie spodziewał się wiele po ponurym Rosjaninie, zamieszkującym krańce świata, ale żeby nie słyszeć o atakach Grindelwalda? Był aż tak wycofany, czy po prostu wykazywał się ignorancją? Cokolwiek to było, Malkov nie miał chęci zjawić się w Londynie.
Sięgnął po kolejną kartkę. Zapisana drobnym, kobiecym pismem dawała nadzieję na pozytywną odpowiedź.

 Kuopio, Finlandia, 24.06.1936 r.

Szanowny Panie Ministrze!
Z wielką chęcią i zapałem wezmę udział w powstrzymaniu zagrożenia, jakim jest dla współczesnych Gellert Grindelwald. Przyrzekam, że w to zadanie włożę całe serce i moc, jaką posiadam. Z chęcią przybędę do Londynu w wyznaczonym terminie, aby poznać towarzyszy mej podróży.
Jest jednak mały problem, ale ktoś z taką pozycją i poważaniem, jakie ma Pan, nie będzie się z nim długo trudzić. Miesiąc temu w strasznym wypadku straciłam mego ukochanego. Zaszło nieporozumienie i teraz ja, wdowa po najwspanialszej osobie pod słońcem, muszę opłakiwać męża zza krat więziennych. Oskarżono mnie o morderstwo i chęć zagarnięcia jego majątku, po czym od razu aresztowano. Nie miałam nawet chwili na obronę swoich racji. Osadzono mnie bezpodstawnie w tym szarym i ponurym miejscu, odebrawszy różdżkę. Nie jestem pewna, co zrobiłam, że wrabiają mnie w tak okrutne przestępstwo, ale zwracam się właśnie do Pana z prośbą o pomoc. Niech sprawiedliwość zatriumfuje! Wtedy opuszczę Finlandię i stawię się w Ministerstwie o określonej przez Pana porze.
Pogrążona w żałobie,
Itari Laurila

– Wyciągnijcie ją z tego więzienia. Nie ważne, czy jest winna czy nie. Jeśli zabiła męża, to odkupi swoje grzechy, walcząc z Grindelwaldem. Jeśli zrobi coś podejrzanego względem towarzyszy, Dumbledore natychmiast zainterweniuje. Potrzebujemy ich wszystkich, nie ważne, jakie grzechy mają na sumieniu.
Następny list był krótki, ale treściwy.

Ile na tym zarobię?
Raven Glean

Hector westchnął. Raven był materialistą – o tym wiedział cały świat. Zapatrzony w siebie, arogancki, narcystyczny i odważny podróżnik, który zwiedził cały glob i złamał wiele serc. Ciekawe, ile zer na koncie powinno mu przybyć, aby Irlandczyk był zadowolony?
List od Kei’a Morriego był niezwykle uprzejmy. Japończyk oświadczył, że właśnie warzy nowy eliksir i nie da rady przybyć na czas, bowiem musi doglądać wywaru. Największy mistrz eliksirów, jakiego znał świat, nie potrafił w tym względzie zaufać asystentom. Proponował przesunięcie daty spotkania o miesiąc. To nie było możliwe, bo tyle czasu nie mieli.
Jednak ostatni list… To jego minister obawiał się najbardziej. Jego nadawcą mógł być co prawda Blackthorn, ale Hector nie miał złudzeń. Drogi arkusz papieru, ozdobiony po bokach subtelnym wzorkiem ze srebra. I ten delikatny zapach konwalii, który był ledwo wyczuwalny. Spojrzał niepewnie na treść listu, wiedząc, czego może się spodziewać.

 Rezydencja rodu Vessalius, Queensland, Australia, 24.06.1936 r.

Hectorze,
Pieprz się.
Z poważaniem,
Vincent Vessalius,
spadkobierca majątku rodu Vessalius
 Wielki Książę Queensland
 Najwyższy Mag Terra Australis
 członek Rady Świata Magicznego
 odznaczony Orderem Zwycięstwa
 posiadacz Pierścienia Merlina


– Musimy ich tu wszystkich sprowadzić. Jeśli nie po dobroci, to siłą…
– Vincent cię zabije, jak tylko przekroczysz próg jego domu – przypomniał mu Sander, krzywiąc się na wspomnienie arystokraty.
– Dlatego ty po niego pójdziesz…
Sander zbladł.
– Razem z całym oddziałem uzbrojonych po uszy aurorów – dokończył Minister, widząc przerażenie przyjaciela.
– Ale…
– Gdzie jest odpowiedź od Blackthorna?
– Nic nie przyszło.

***

Wiatr wył ponuro, zrywał liście z drzew, choć był środek lata. Z nieba siąpił deszcz, tworząc wokół mgłę, która pokryła cały cmentarz. Brama cmentarna chwiała się w zawiasach, skrzypiąc przeraźliwie. Mężczyzna w czarnym płaszczu wyprostował się, pozostawiając przed grobowcem palący się znicz i wiązankę białych róż. Stał przez chwilę, wpatrując się ze smutkiem w ścianę budowli, która skrywała ciała jego rodziny.
Naprawdę sobie na to zasłużyli? Jedno przekleństwo, a cała rodzina, cały ród…
Wyciągnął z kieszeni list z Ministerstwa, ponownie wpatrując się w jego treść. Koniec różdżki zabłysnął, a ogień zaczął trawić papier. Rozprostował palce, upuszczając go na ziemię. Po chwili zamienił się w proch.
To była właściwa decyzja. Minister potrzebował najsilniejszych czarodziejów na świecie?
– Wybrał pan niewłaściwą osobę, Ministrze – mruknął pod nosem, opuszczając cmentarz.
Jedynym znakiem jego obecności pozostały kwiaty i palący się znicz, który oświetlił tablicę pamiątkową.

Tu spoczywa rodzina Blackthorn,
Ukochani rodzice, rodzeństwo, dziadkowie i krewni,
Ponieśli śmierć dnia 11.11.1925 r. w skutek straszliwego wypadku.

Sit tibi terra levis

I nie było już nikogo


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam!
Postanowiłam założyć nowego bloga, tym razem związanego ze światem Harry'ego Pottera. Będąc miesiąc temu na Fantastycznych Zwierzętach wpadłam na ten pomysł i wciąż nie dawał mi on spokoju. Założyłam więc kolejnego bloga. 
Rozdziały będą się pojawiać raz w miesiącu (postaram się, aby tak było). Szablon jest tylko tymczasowy, aby poprosić o wykonanie nowego dla mnie, muszę mieć co najmniej trzy rozdziały wstawione. Zakładka Bohaterowie będzie systematycznie uzupełniana ważniejszymi postaciami, jak tylko się pojawią w opowiadaniu.
Zmieniłam daty urodzenia Dumbledora i Grindelwalda, w ogóle nie będę się kierować datami podanymi przez J.K. Rowling. Po prostu jest mi nie ma rękę, aby Grindelwald w chwili swojej porażk był po sześćdziesiątce.  Wmieszam też pewne wątki fantastycznie, które nie występują w książkach Rowling. 
Prolog sprawdzałam dwa razy, ale pewnie i tak znajdują się tam literówki. Jeśli ktoś jakąś zauważy - proszę mi o tym napisać, będę wdzięczna :D A swoją opinię wyraźcie w komentarzach, bo jestem naprawdę ciekawa, co o tym sądzicie. Możecie mnie ochrzaniać, chwalić - wyszystko jedno, choc nie ukrywam, do drugie bardziej cieszy.
Pozdrawiam,
Mentrix

8 komentarzy:

  1. Muszę przyznać, że bardzo zaciekawiłaś mnie tym Prologiem i jestem bardzo ciekawa jak historia dalej sie rozwinie! Nigdy nie czytałam bloga o podobnej tematyce, mimo że zdaję sobie sprawę, że trochę ich jest, ale nie zaglądałam do tego nigdy z błahego powodu - moim zdaniem trudno jest opisać samego Albusa Dumbledore, tak niesamowitego i inteligentnego czarodzieja! Coś czuję, że u Ciebie się na tym nie zawiodę!
    Pozdrawiam i życzę duużo weny!
    Zapraszam również na mojego nowego bloga http://alfard-black.blogspot.com/ - Czasy Toma Riddle'a, troszeczkę podchodzi pod kryminał, a także http://meadowes-black.blogspot.com/ - Czasy Huncwotów, romans połączony z dramatem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ci się podobało :)
      Albus Dumbledore to istna zagadka. Chyba tylko Rowling wie, jaki był naprawdę. Nie wiem, czy sprostam zadaniu, ale się postaram.
      Pozdrawiam,
      Mentrix

      Usuń
  2. Cześć! Ja zacznę od strony technicznej, a potem przejdę do skomentowania treści. :)
    Ogólnie pod kątem poprawności początek jest dużo lepszy niż koniec. Nie wiem, czy nad początkiem więcej dłubałaś, ale tam niemal każde słowo jest wpasowane dokładnie w swoje miejsce, jak puzzle w układance. Potem tak jakbyś nie wiem, się trochę rozstroiła? Może za bardzo wczuła w sytuację, i gdzieś ta strona techniczna się zgubiła... No, niemniej:

    “Myślał, że jest godzien jego uwagi, godzien poznania prawdy, poznania jego prawdziwych planów” - z tego zdania średnio wynika, czy to Albus nie jest godzien, czy Grindewald.

    “Przez maga potężniejszego, bardziej przebiegłego niż on” - w tym fragmencie przedstawiasz sytuację, w której Album dziwi się, że został oszukany (on, geniusz, oszukany). Natomiast to zdanie jest takie ni z gruszki, ni z pietruszki, bo to przecież nie jest dziwne ani zaskakujące, osoba potezniejsza lub bardziej przebiegła pokonuje te słabsza.

    “Z pewnością należało do czarnej magii, którą Gellert tak bardzo się fascynował. Nie miał też wątpliwości, że powinno go zabić” - 1) czy można powiedzieć, że zaklęcie należy do czarnej magii? Słyszałam o tym, że zaklęcie jest czarnomagiczne, że zaklęcie X to czarna magia, ale nie, że zaklęcie NALEŻY DO czarnej magii. 2) w drugim zdaniu nie wiadomo, kto miał wątpliwości. Można się domyślać, ale podmiot domyślny wskazuje Gellerta.

    “Ręka tak mu drżała, że wątpił, czy zaklęcie trafi do celu. Natomiast zaklęcia ochronne Gellerta były idealne” - powtórzenie “zaklęcia”.

    “Czarnoksiężnik od niechcenia machnął różdżką, odbijając zaklęcie. Po chwili takie same trafiło Dumbledora prosto w pierś” - “takie samo”, “takie same” jest dla liczby mnogiej

    “Zaklęcie Grindelwalda było idealne, nie mógł poruszyć nawet palcem.
    Mój idealny chłopiec” - tam wcześniej powtórzenie słowa “idealny” ładnie brzmiało, tu już nie.

    “Broń drgnęła lekko, gdy spróbował zaklęcia niewerbalnego” - nazwanie różdżki bronią brzmi, eeee, dziwnie.

    “Jakbyś był dla niego nikim” - a skąd ta zmiana narracji? “Jakby byli”, przecież mówisz tu o mugolach i kiepskich magach.

    “Czarnoksiężnik wymruczał zaklęcie, a rozsypane po całym lesie czarne kamienie zaczęły wracać na swoje miejsce, które zajmowały przez setki lat” - wracać na swoje miejsca. Kamienie w liczbie mnogiej nie mogły wracać na jedno miejsce…

    “Jeśli komu się coś stało, należało wypłacić odszkodowanie” - komuś

    “P.S. Jeśli myśli Pan” - https://pl.wikipedia.org/wiki/Postscriptum

    “o ile są to koty domowe, a dzikie drapieżniki” - a NIE dzikie drapieżniki

    “Był aż tak wycofany, czy po prostu wykazywał się ignorancją? Cokolwiek to było, Malkov nie wykazywał chęci do zjawienia się w Londynie” - powtórzenie “wykazywał”

    “ale ktoś z taką pozycją i poważaniem jakie ma Pan” - przecinek przed “jakie”

    “to odkupi swoje grzechy walcząc z Grindelwaldem” - przecinek przed “walcząc”

    “, członek Rady Świata Magicznego,” - przecinek wbił Ci się na początek wiersza, a poza tym zastanawiam się, czy takie tytuły wypisywane linijka pod linijką należy w ogóle oddzielać przecinkiem?

    “Wiatr wył ponuro, zrywał liście z drzew, choć powinien być środek lata” - zła pogoda nie sprawia, że nagle zmienia się pora roku. Jeśli pewnego dnia w lato spadnie śnieg, to nie znaczy, że nagle będzie zima. Dalej będzie lato, ale ze śniegiem za oknem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do samej treści, na pewno bardzo spodobała mi się scena pojedynku między Gridewaldem a Albusem. Co prawda to tło pogodowe zalatywało trochę przesadną dramaturgią (czemu zawsze, gdy magowie toczą walkę, musi być noc i burza z piorunami?), ale poza tą drobną uwagą, udało Ci się zarysować bardzo dynamiczny i bogaty w szczegóły obraz.
      Podobało mi się to, jak oddałaś niemoc i porażkę Dumbledore'a, pokusiłabym się nawet o to, że zasugerowałaś nam zauroczenie Albusa Gellertem. Mylę się?
      Ukłony za reaserch, doceniam.
      Nie wiem, czy dobrym krokiem było przedstawienie nam wszystkich potężnych magów i ich odpowiedzi tak szczegółowo, aby rozpisywać ich listy niemal każdy z osobna. Tekst przeczytałam raz dziś rano (znaczy, dla mnie rano, to mogło być koło piętnastej, chyba wtedy wysłałaś mi spam), teraz drugi raz, no a mimo tego już nie pamiętam, jak nazywali się ci wszyscy magowie, ani kto jaką dał odpowiedź. Przy kreowaniu sytuacji i przekazywaniu informacji czytelnikowi ważne jest też odpowiednie dozowanie wiadomości, aby zbyt wiele takich szczegółów: kto, co, kiedy i jak nie przekazywać naraz. A jeśli nie miałam tego zapamiętywać - to skrócić to do minimum, a nie kazać mi czytać ścianę tekstu, która i tak jest dla mnie nieważna. Bo ja z tego zapamiętałam tylko tyle, że Rusek ma ich w dupie, jakaś lasia siedzi w więzieniu w Finlandii, a koleś z imieniem na B olał sprawę i tajemniczo stał nad grobem swojej rodziny.
      O, to właśnie mnie zaciekawiło, ta ostatnia scena. Ta z Hectorem, jak wspomniałam, zaczęła mi się już dłużyć, ale ostatnia mnie zaskoczyła.
      Jestem ciekawa, co wymyślisz, czy oprócz samego procesu pokonywania Gellerta zaserwujesz nam coś więcej (no, mam nadzieję, że tak, bo dużo stracisz, jeśli w opku nie będzie choć jakiegoś małego elementu, który nas zaskoczy).
      Niemniej czuję się zachęcona, może bardziej przez początek, który zrobił na mnie o wiele lepszy i wydał mi się bardziej dopracowany, no ale mówię, jako całokształt cały prolog ogólnie prezentuje się zacnie i namawia do dalszego czytania.

      O matko, teraz przeczytałam Twoje posłowie, no i aż zdębiałam. W sensie sorry, ale tekst bez Twojego komentarza robił o wiele lepsze wrażenie. Serio, nie chciałam, żebyś mi zdradzała przebiegu relacji uczuciowej bohaterów, psujesz całą zabawę takimi spojlerami. :/ Co to za strzał w kolano, no gafa kompletna...
      Poza tym, co to znaczy "takich bohaterów"? Bo zajeżdża to dziwnie.
      No i co jest ograniczającego w datach JKR? O.o

      Pozdrawiam,
      mózg

      Usuń
    2. Po pierwsze: dzięki za poprawienie błędów. Jestem pod wrażeniem, bo ja nie miałabym do tego cierpliwości. Poprawiłam większość, tylko nie wiem, o co chodzi z tym P.S. O to, że według wikipedii powinno być bez tych kropek? Jeśli tak, to przepraszam, ale jestem bardzo przywiązana do wersji łacińskiej.
      I masz rację, nad tym pierwszym fragmentem siedziałam o wiele dłużej, a resztę... Powiedziałam sobie, że trzeba to napisać i już. I pewnie faktycznie nie powinnam tych listów tak wiele zamieszczać, ale cóż, stało się.
      Jeśli chodzi o pogodę w pierwszej części - wiem, o co ci chodzi. Trochę przesadzona dramaturgia sytuacji, ale wszędzie widzę taką pogodę podczas pojedynków i samo się napisało.
      Usunęłam to moje wyjaśnienie, dotyczące relacji obu bohaterów, bo ponownie masz rację. Cóż, tobie wszystko zaspojlerowałam, ale niech inni mają zabawę. Wybacz.
      Uważasz piętnastą za rano? A myślałam, że tylko ja jestem taka dziwna.
      Jeśli chodzi o to przedstawienie szczegółowe magów - niby wiele nie napisałam, ale rozumiem, że mogło to być męczące. Ten fragment jest raczej trochę dla mnie, bo już mi mnie więcej pokazuje, jakie charaktery maja moje postacie. Mam tendencję do zmieniania wszystkiego, ich cech, więc często się gubię i wychodzi taki... niespójny bohater. O ile można to tak nazwać. Teraz nie mogę już ich zmienić, co raczej wyjdzie na dobre.
      Tak szczerze mówiąc, to mam wrażenie, że ten drugi wątek ci się nie spodoba. I wielu innym osobom.
      Takich bohaterów - usunęłam już ten fragment, więc nie jestem pewna, o co mi chodziło. Ale wydaje mi się, że mam dość tego, że teraz w każdej serii dodaje się osoby interesujące się tą samą płcią. Percy Jackson - mamy tu Nico. Dary Anioła - Alec i Magnus. Dumbledore. Są jeszcze inni. Nie chciałam tu obrazić nikogo. Dokładniej rzecz ujmując to są moje ulubione postacie (może z wyjątkiem Albusa - wciąż nie wiem, co o nim myśleć). Ich orientacja mi nie przeszkadza, bo to wciąż ci sami bohaterowie. Jednak ich, emm, związki, były jakby na drugim planie. A Grindelwald i Dumbledore raczej są tymi głównymi postaciami w moim opowiadaniu, a ja się nie piszę na zbytnie zagłębianie tego wątku, bo po prosu nie byłabym w stanie tego pisać. Dlatego będą tylko sugestie.
      A daty - chodziło mi tu o to, że Gellert w chwili pokonania miałby ponad 50 lat, Albus podobnie. A pisanie o 50-latkach w roli głównej jakoś mi nie leży. Po prostu nie jestem do końca pewna, co siedzi w głowie osób w tym wieku. Jak patrzą na świat? I tego typu rzeczy. Za młoda jestem, aby to wiedzieć :D
      Komentarz dość chaotyczny, nie wiem, czy coś z tego zrozumiałaś. I jeszcze raz dziękuję za poprawę błędów. W niektórych przypadkach miałam wątpliwości, inne mi nawet do głowy nie przyszły.
      A tak na marginesie - twoja nazwa świetnie do ciebie pasuje (tylko nie wiem, skąd tam wziął się leniwiec, bo raczej leniwa nie jesteś, skoro wypisujesz błędy).
      A na twojego bloga wpadnę, może dzisiaj w nocy.
      Pozdrawiam,
      Mentrix

      Usuń
    3. Teraz bedzie bez polskich znakow, bo jestem zbyt leniwa na meczenie sie z nimi na telefonie. Wybacz.
      Ja, no coz, to co wylapie (bledy), staram sie wypisac, no bo jednak po to (w moim mniemaniu) jestesmy dla siebie w tej blogosferze, zeby sobie pomagac.
      Mozg leniwca to jeden ze skladnikow wywaru zywej smierci.
      Jesli masz problem ze spojnoscia bohatrow i potrzebujesz sobie zarysowac postaci, zeby sie potem nie pogubic w ich charaktrach, to kto ci broni zrobic sobie dla siebie opis postaci w prywatnych dokumentach? Ja mam takich stosy i jak pisze sceny z jakimis waznymi, ale nieco pobocznymi postaciami, w ktorych mogesie nieco pogubic, zawsze przed zasiadam do przeczytania sobie charakterystyk, ktore kiedys xla siebie napisalam. Pomaga, jesli ma sie tendencje do chaosu.
      No ja wiem, ze chodzilo Ci o gejbohaterow, ale z tego calego poslowia tracilo dziwnym anty-homo zapaszkiem. W zasadzie nikt Cie nie zmusza do pisania jakichs gej-scenek, bo piszesz o Dumbie, wiec przed nikim sie nie musisz tlumaczyc. Wydaje mi sie, ze nie ma zadnych przeciekow co do jakichs scen miedzy Albem a Gellertem, no wiec wszystko zakrawaloby do opisu jakiegos zauroczenia, ale przeciez to i tak bardziej mega przyjazn-platoniczna milosc niz jakies romance tv, wiec no powinnas to przezyc. :p
      Ten fragment z prologu byl napisany sensownie nawet jakby przyjac, ze dwaj magowie mieli po tych 50 lat. :)
      Co do PS, tak, chodzilo mi o kropki. No wiesz, ja tam Cie do poprawnej pisowni nie zmusze. :,) Ale traci to troche "ktory sie pisze przez o z kreska? No ale ja sie juz przyzwyczailam pisac przez u otwarte". XD
      Pietnasta to najlepsze rano. A najzajebistsze teksty wychodza o 4 rano, nie wiem czemu. :D

      Usuń
    4. Co do tego PS lub P.S. w słowniku skrótów i skrótowców PWN jest dopuszczalna także forma z kropkami, choć w słownikach ortograficznych mowa jest o jedynie formie bez kropek jako dopuszczalnej. Ale takie niezgodności między słownikami to częste u nas w języku polskim. Cóż. Ja zdecyduję się na tę wersję bez kropek, bo krócej xD Tak, jestem leniwa.
      A do treści prologu, Mentrix, odniosę się innym razem, bo jednak jest juz po czwartej xD

      Usuń
  3. Hej! Nie jestem wielką fanką fan fiction ze świata Harry'ego Pottera, mimo że moje pisanie lata temu zaczynało się właśnie od takowych historii. W Twoim wypadku przeżyłam jednak całkiem spore zaskoczenie, widząc, że w akcji pojawia się Dumbledore i Grindelwald. Zazwyczaj spodziewam się romansów typu Dramione czy co tam jeszcze nawymyślali. Muszę przyznać, że to było miłe zaskoczenie. Drugie to zdecydowanie Twój styl pisania, który bardzo mi się podoba, do tego tekst jest ładny i estetyczny. Co prawda odnoszę wrażenie, że początkowi prologu poświęciłaś więcej uwagi, bo każde słowo wydaje się być kilkakrotnie przemyślane i idealnie wpasowane na swoje miejsce. Efekt jest dobry i powiedziałabym, że to wynik jakiegoś pedantyzmu, którego bym zazdrościła, ale chyba jednak wolę pisać tak, jak mi dłonie każą.
    Teraz odnosząc się bardziej już do samej treści, bardzo mi się podobał opis przeżyć Dumbledore'a, paskudnie zawiedzionego postawą Grindelwalda. Nawet nie chcę się domyślać, jakbym się czuła, gdy nagle najbliższa osoba w moim życiu stała się największym wrogiem. Przez chwilę pomyślałam nawet, że Albus czuł coś więcej do Gellerta, ale być może to tylko moje urojenia. W sumie byłby to jednak ciekawy wątek, beznadziejny co prawda, ale jednak ciekawy.
    Odpowiedzi na listy z Ministerstwa Magii były dość przykre, praktycznie nie zyskali żadnego sojusznika, ale prawie mnie to nie dziwi. Najwięksi ludzie na świecie muszą mieć w sobie jakieś paskudztwa. Nic to nowego.
    Po długim detoksie od świata Pottera jestem bardzo pozytywnie nastawiona do tego opowiadania. Życzę Ci dużo weny, wstaw coś jak najszybciej. Miej pewność, że Wesna sobie będzie tutaj zaglądać i czekać. A jakbyś miała ochotę, to zaproszę też do siebie. To zupełnie inna bajka, również dopiero zaczynam i pojawił się tylko prolog ;) Pozdrawiam!
    http://wszyscyjestesmyartystami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Nomida zaczarowane-szablony